Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
41244 osoby czytały to 575757 razy. Teraz są 4 osoby
      4 użytkowników on-line
     Tekst STARY CZŁOWIEK MÓWI
     był czytany 1491 razy

STARY CZŁOWIEK MÓWI

   Dla mnie cechą najbardziej charakterystyczną dla starszych osób jest ich niesamowita chęć rozmawiania. Nieraz w autobusie, w parku, na ulicy, ni stąd, ni zowąd byłem zagadywany przez jakiegoś sympatycznego staruszka, który chciał pogadać. Tematy tych rozmów były różne, najczęściej dotyczyły, oczywiście, zamierzchłej przeszłości. Popędzony wirem życia, nie zawsze wsłuchiwałem się w nie uważnie. Aż do czasu, gdy...
   Pan Kazimierz był nocnym stróżem w „biurowcu”, gdzie znajdowała się agencja, w której pracowałem. Dawniej to miejsce służyło za siedzibę administracji jakiegoś niewielkiego, przemysłowego zakładu. Dlatego zapach olejów i smarów niemal wsiąkł w ściany i nawet kolejne remonty i „odmalowywania” nie mogły tego zmienić.
   Wtedy dość często wychodziłem z pracy po ósmej wieczorem (a czasem i w środku nocy). Dlatego widywałem pana Kazimierza regularnie i często mówiłem mu dobranoc. Choć przecież on zwykle dopiero zaczynał dzień swojej pracy. Wiedziałem, że formalnie jest zatrudniony w agencji ochrony, ale pilnował tego miejsca jeszcze za czasów, kiedy nikomu nie śniło się, że kiedyś takie agencje powstaną.
   Pan Kazimierz często siedział z długopisem w ręku nad dużym, niebieskim zeszytem w twardych okładkach. Zwykle tylko na moment odrywał się od niego, żeby odpowiedzieć na „dobranoc” i nacisnąć „brzęczek” otwierający drzwi. Ale któregoś razu nie zrobił tego, tylko zagadnął mnie:
   - Pana kolega powiedział mi, że pan czasem coś piszesz.
   - Taki mam zawód.
   - Ale mnie nie chodzi o te reklamowe bzdury. Pan podobnież piszesz czasem coś innego.
   - Zdarza mi się. Chociaż teraz robię to rzadko, bo późno wychodzę z pracy...
   - A to szkoda.
   - A czemu pan pyta?
   - Bo ja też coś piszę. Tylko słabo potrafię i chciałem, żeby mi ktoś pomógł zebrać te moje myśli. A ja, wie pan, miałem bardzo ciekawe życie.
   To rozmowa miała miejsce akurat koło północy. Byłem naprawdę wypompowany po całym dniu pracy, ponadto czekała na mnie już taksówka. Nie miałem siły mu odmawiać, ale z drugiej strony, nie miałem siły go wysłuchiwać. Dlatego poprosiłem tylko.
   - To niech pan mi da jakąś stronę, najlepiej coś takiego, od czego pan chce zacząć. Wyjeżdżam pojutrze na urlop, zerknę na to i zobaczę, czy coś będę umiał pomóc.
   Wydarł pierwszą kartkę ze swojego zeszytu. Złożył ją starannie na czworo i bardzo zadowolony podał mi ją. Pożegnałem się szybko, bo kierowca taksówki wyszedł już zniecierpliwiony ze swojego wozu.
   Do zapisków pana Kazimierza zajrzałem dopiero, gdy wracałem z urlopu. Ich treść była naprawdę ciekawa, choć dość chaotyczna. Kiedy ją po swojemu przerobiłem, początek brzmiał tak:
   „Jak się jest młodym, to się patrzy w przyszłość i widzi się wszystko oczyma wyobraźni. Inaczej zresztą się nie da. A na starość widzi się już tylko przeszłość. Żeby ją zobaczyć, nie potrzeba żadnej wyobraźni. Sztuką jest opowiedzenie o niej. Fakty ulatują z pamięci, zamieniając się w mgliste wspomnienia. Zdarzenia gubią swój sens i są coraz bardziej niezrozumiałe dla współczesnych. Nie mówiąc już o tym, że się tę przeszłość idealizuje. Choćby nawet wypadała w samym środku hitlerowskiej nocy, widzimy ją w jasnych, ciepłych barwach...”
   Zaraz po powrocie wpadłem w wir pracy i już pierwszego dnia musiałem zostać dłużej w agencji. Wychodząc koło północy zauważyłem, że na portierni jest ktoś inny niż pan Kazimierz. Do tej pory zdarzało się to rzadko i zawsze oznaczało jego chorobę. Tym razem świadczyło to o czymś znacznie gorszym.
   Umarł kilka dni wcześniej, w swojej kanciapie. Miał zawał serca. Ciało znaleziono dopiero rano. Trochę rzeczy zabrał syn, ale papierów nie ruszał. Kazał je spalić (biurowiec miał małą kotłownię). W ten sposób życie pana Kazimierza, zapisane w niebieskim zeszycie, zniknęło bezpowrotnie. A być może było w nim wiele spraw, które przydałyby się „potomnym”.
   Ta śmierć uświadomiła mi, ile możemy stracić w jednej chwili. Od tego czasu zacząłem uważniej słuchać starszych ludzi. Nie przeszkadza mi to, że zdarza im się kilka razy powtarzać tę samą historię. Lubię ich powolną narrację, charakterystyczną dla czasów, kiedy życie nie gnało w szalonym tempie. Nie popędzał go wtedy dźwięk komórek i gongów, ogłaszających nadejście elektronicznej poczty.
   Dzięki tym opowiadaniom lepiej rozumiem ich punkt widzenia. Nie śmieję się z nich tylko dlatego, że noszą moherowe berety. Choć ja sam lokuję swe przekonania polityczne w innym miejscu, to nie odmawiam im prawa do głoszenia przeciwnych poglądów. Z powodu innych od moich przekonań, nie nazywam ich gorszymi, czy zacofanymi.
   Dlatego uważam, parafrazując zmarłego niedawno poetę, że powinniśmy spieszyć się słuchać ludzi. Abyśmy w nieuchronnej przyszłości mogli zachować cząstkę doświadczenia przeszłości, które przyda się w najbardziej nowoczesnych czasach.
   

Komentarze czytelników