Tekst TAKA PIĘKNA MIÅOŚĆ
był czytany 1645 razy
TAKA PIĘKNA MIÅOŚĆ
Wydawali się być dla siebie stworzeni. No może nie od początku, bo nawet gdy się już znali, zdecydowali się jeszcze na inne związki. Iza pozwoliła się adorować wielbicielowi jej lirycznych wierszy i eterycznej osobowości, który na wieczory poezji przyjeżdżał dobrym autem. Paweł ugrzązł w oparach namiętności z kilka lat od niego młodszą licealistką, obdarzoną niewyobrażalnej wielkości biustem. Ale to było tylko chwilowe i przelotne, dlatego minęło niepostrzeżenie, nie zostawiając w ich poetyckich duszach żadnego niepotrzebnego śladu.
Gdy oboje znów byli wolni i bez zobowiązań, dało się zauważyć, że zerkają coraz ciekawiej w swoją stronę.
- Ja wam mówię, coś z tego będzie – oświadczył Jan, którego ciężka liryka przyciągała do niego zwykle wielbicielki gotyku, noszące na sobie wyłącznie różne odcienie czerni.
- Pytanie tylko co? – zapytałem.
- No a co ma być?
- Ze związku kobiety i mężczyzny może być seks, może być miłość, a w skrajnych wypadkach, jedno i drugie – zauważył smętnie Stefan, którego poezja raczej nie fascynowała płci pięknej.
- Więc ja uważam, że to będzie pewnie taki skrajny wypadek – stwierdził Jan.
- No to będzie piękna miłość – powiedział z żalem i nutką zazdrości Stefan.
- To się zobaczy – zaoponowałem.
- Jak ma nie być piękna, jak oboje mają te same zainteresowania, a na dodatek sami w sobie są całkiem atrakcyjni? Są skazani na piękną miłość. Zobaczycie, że wkrótce przybędzie nam pełno pięknych wierszy miłosnych. A najpiękniejsze będą mieli na pewno rozstanie.
- No to jak ta miłość może być piękna, jeśli już dziś wiadomo, że ma się skończyć?
- Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. I oni kiedyś się skończą – zawyrokował Stefan znany z pesymistycznego podejścia do życia. – Ale pozostaną po tej miłości wiersze i one uczynią ją piękną.
Przypuszczenia, że Iza i PaweÅ‚ majÄ… siÄ™ ku sobie, znalazÅ‚y wkrótce potwierdzenie w trakcie cotygodniowych spotkaÅ„ naszego Klubu Poezji „To byÅ‚ naprawdÄ™ fascynujÄ…cy wieczórâ€. Najpierw zaczÄ™li stawać podczas rozmów obok siebie, potem ich dÅ‚onie nieÅ›miaÅ‚o szukaÅ‚y siÄ™ gdzieÅ› za plecami, a później znajdowaÅ‚y siÄ™ wspólnie u ich boku. Kiedy wreszcie ona wtuliÅ‚a siÄ™ w niego, a on objÄ…Å‚ jÄ… delikatnie ramieniem, wszyscy wiedzieli, że to już.
Kolejne wydarzenia nastąpiły też dość szybko. Nie minął miesiąc od pierwszego przytulenia, a Iza i Paweł mieszkali już razem. Wróble na dachu zaczęły ćwierkać o ich rychłym ślubie, a bociany zdawały się stukać w okiennice ich wspólnego domostwa, domagając się zaproszenia. Tylko jedna rzecz nas trochę niepokoiła...
- Czytałeś ostatni wiersz Pawła? – zapytał mnie Jan.
- Nie, jakoś nie zauważyłem, żeby był w „Próbie Atmosfery†– tak nazywało się nasze klubowe pismo.
- Bo go nie było. Paweł pokazał mi go na kartce...
- I co? O miłości był?
- Sęk w tym, że nie wiadomo o czym był. Nie bardzo wiedziałem, co mu mam powiedzieć po przeczytaniu. Jakbym czytał jakieś wypociny szóstoklasisty. A przecież wiesz, że ja wiersze Pawła bardzo lubię...
- Ja też – zacząłem szukać w pamięci, co mi się ostatnio podobało w poezji Pawła. – Ale jakoś dawno żadnego nie czytałem.
- Ja tak samo! O ile nie liczyć tej żenady, którą mi pokazał.
- To znaczy, że już zaczęli sobie dopierdalać – włączył się rzeczowo do rozmowy Stefan i oblizał spierzchnięte wargi.
- Już? – skrzywiłem się powątpiewająco. – Przecież oni są ze sobą dopiero pół roku.
- To spokojnie wystarczy, żeby się znienawidzić – stwierdzi stanowczo Stefan.
- Ale ja byłem u nich wczoraj wieczorem i wprost sobie z dzióbków spijali – zaprotestował Jan.
- Udawali.
- Ale po co?
Na to pytanie Stefan nie był w stanie odpowiedzieć. Ale jeśli Iza i Paweł rzeczywiście udawali, wychodziło im to świetnie. Przez cały czas wyglądali bowiem jak para zakochanych i nic nie wskazywało, że coś jest między nimi nie tak. Tylko ten ciągły brak wierszy mógł niepokoić. Lecz czy mogliśmy przypuszczać, że ten drobiazg spowoduje rozkład ich związku? A jednak...
- To już jest koniec – oświadczył Jan po jednym z wieczorów.
- Nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy już iść – zachrypiał słowa znanej piosenki Stefan, który zdążył już wypić dwa małe piwa.
- Zamknij się – warknął Jan i nasz kolega poeta zamilkł jak niepyszny.
- Nie ma się czym denerwować, jak nie lubisz Elektrycznych Gitar...
- Nie o to chodzi...
- A o co? – zapytałem.
- Wszystko się jakoś rozpada. Klub przestaje powoli istnieć, coraz mniej osób przychodzi...
- To było pewne – stwierdziłem ze smutkiem. – My jeszcze mieliśmy trochę społecznikowskiej żyłki, ci młodsi mają tylko postawę roszczeniową. Im się należy, oni wymagają, ale żeby ruszyć tyłki i coś zrobić, to nie bardzo. A to samo z siebie nie działa, trzeba coś robić, poświęcać czas, żeby się kręciło.
- Co chcesz – Jan rozłożył bezradnie ręce. – Do nas i tak nie przychodzą najgorsi, większość jeszcze po bożemu studiuje przez pięć lat, a teraz to wszyscy chcą zrobić magistra w najwyżej trzy.
- Tak, świat się strasznie rozpędził – wypiłem łyk swojego piwa.
- Przestańcie, bo się czuję jak na stypie – Stefan otarł kącik oka, jakby miał zamiar się rozpłakać.
- Ale na to wygląda, że to jest prawda – wzruszyłem ramionami. – My też mamy coraz mniej czasu. Ja się za dwa tygodnie wyprowadzam z domu i idę do pracy. I obawiam się, że też będę zaglądał rzadko. O ile będzie gdzie zaglądać.
- Dajcie spokój – Stefan nie wytrzymał i łzy skapnęły mu na policzek. – Ma któryś chusteczkę higieniczną?
- Mam ostatnią – Jan wyciągnął z kieszeni plastikowe opakowanie i podał je koledze. – Ale zachowaj sobie ją na później, bo to jeszcze nie koniec złych wiadomości.
- Litości ! – zakwilił błagalnie Stefan.
- Co się stało?
- Iza z Pawłem się rozstali.
- Dopierdolili sobie?! – zapytał Stefan z nadzieją i po raz pierwszy tego wieczora się uśmiechnął.
- Jak ja ci zaraz.... – idol fanek gotyku wziął szeroki zamach, jakby chciał uderzyć kolegę, choć było jasne, że tego nie zrobi. Ale mimo to Stefan spojrzał na niego ze strachem.
- Co z nimi? – zapytałem.
- Rozstali się trzy tygodnie temu. Paweł mi trochę opowiadał, bez szczegółów. Kupił jej róże i powiedział, że dłużej tak nie wytrzyma.
- A ona co na to?
- Odetchnęła z ulgą, bo też już miała tego dosyć. Od roku nie napisała niczego, co sama mogłaby uznać za wiersz.
- Rozstali się przez twórczą impotencję?! – pokręcił z niedowierzaniem głową Stefan. – Nie wierzę, musieli sobie zacząć do... – zawahał się i spojrzał niepewnie na Jana. Po chwili dokończył. – kuczać. Dokuczać sobie musieli – podkreślił, co chciał powiedzieć.
- Nic z tych rzeczy. Do końca było im ze sobą dobrze. Ale gasło w nich uczucie i nie byli w stanie go sobie w żaden sposób podsycić.
- Poważna sprawa – pokiwałem głową ze smutkiem. – I naprawdę myślisz, że to przez wiersze?
- Oni tak uważają. Prawdy pewnie nigdy nie poznamy – wyciągnął i zapalił papierosa. – Ale Paweł mówił mi, że to wyglądało, jakby ich wzajemna obecność wyłączała część ich mózgu. Tę odpowiedzialną za uczucia...
- I pisanie wierszy – dokończył za niego Stefan. – Ale swoją drogą to niesamowite. Pamiętacie, jakie Paweł walił erotyki dla tej cycatej licealistki?
- Ba – oczy Jana zrobiły się rozmarzone.
- A tu nic! A przecież Iza, też taka sobie, całkiem niezła, można by rzec. Wprawdzie biust nie ten, ale jednak. No i po tej cycatej zostaną takie ładne wiersze, a po Magdzie nic.
- Ironia losu...
- Mam pomysł! – powiedziałem to tak nagle i głośno, że obydwaj drgnęli nerwowo. - Nie możemy dopuścić, żeby taka piękna miłość była bez wiersza!
- Ale jak? Zapłodnimy ich na boku? – Stefan nie bardzo rozumiał, o co mi chodzi, ale wizja zapładniania na boku wyraźnie mu się spodobała.
- Nie. Sami napiszemy ten wiersz...
- Eeee, chyba nie bardzo mi się chce – skrzywił się Jan.
- Nie to nie, zrobiÄ™ to sam.
- Ja też spróbuję – zadeklarował Stefan bez większego przekonania.
- No to może ja też. Ale nie teraz – zastrzegł się Jan.
Nie mam pojęcia, czy coś napisali. Zaczynało się moje prawdziwe, dorosłe życie. Po tym wieczorze wpadłem już tylko dwa razy do klubu. Później były wakacje, kiedy klub zwyczajowo zawieszał działalność. A gdy nadszedł wrzesień, klub przestał istnieć. Nie mam pojęcia, co dokładnie działo się potem z Izą i Pawłem. Obiło mi się tylko o uszy, że ona wyszła za mąż, a on żyje z jakąś sporo starszą od siebie kobietą.
Zastanawiałem się kilkukrotnie, co spowodowało tę twórczą niemoc Magdy i Pawła, gdy byli razem. Może do tej pory byli przyzwyczajeni do podziwu, do tego, że to oni pisali wiersze, a teraz stanęli w sytuacji pewnej rywalizacji? Mam wrażenie, że był w nich pewien strach przed oceną najbliższej im osoby.
Ten przykład pokazuje niestety, że miłość nie zawsze dodaje skrzydeł. A czasem je wręcz krępuje. I bywa, że najbardziej poetyczny przykład miłości, może nie pozostawić po sobie poetyckiego śladu.