Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40070 osoby czytały to 542557 razy. Teraz są 43 osoby
      43 użytkowników on-line
     Tekst UÅšMIECH MAGDY
     był czytany 1478 razy

UÅšMIECH MAGDY

   Agencje reklamowe, w których pracowaÅ‚em, byÅ‚y różnej wielkoÅ›ci. Czasem zatrudniaÅ‚y sto osób i byÅ‚y lokalnymi oddziaÅ‚ami, wielkich, miÄ™dzynarodowych korporacji marketingowych, tzw. sieciówek. A czasem byÅ‚y to tylko kilkuosobowe firmy, gdzie grafik, czy copywriter, speÅ‚niali również rolÄ™ handlowca, kontaktujÄ…cego siÄ™ bezpoÅ›rednio z klientami. Takie „firemki” sÄ… nazywane butikami kreatywnymi, a „ich” marzeniem jest stanie siÄ™ kiedyÅ› dużą, poważnÄ… agencjÄ….
   Czym różni siÄ™ praca w obydwu tych miejscach? Tak naprawdÄ™ różnic nie jest sporo. Wielkie agencje też sÄ… podzielone zwykle na mniejsze zespoÅ‚y, cieszÄ…ce siÄ™ pewnÄ… autonomiÄ…. OczywiÅ›cie, „sieciówki” to molochy, ze wszelkimi tego wadami. Procesy decyzyjne sÄ… tam dÅ‚ugie i czÄ™sto podejmowane poza granicami naszego kraju.
   Jednak takie firmy majÄ… też swoje ogromne zalety. Nigdy nie brakuje im pieniÄ™dzy na wypÅ‚aty. A ponieważ klienci pochodzÄ… z miÄ™dzynarodowego „przydziaÅ‚u”, nie trzeba siÄ™ „zarzynać”, żeby ich zdobyć. ZaÅ› butiki kreatywne muszÄ… siÄ™ wykazywać w tym wzglÄ™dzie czymÅ›, co eufemistycznie nazywa siÄ™ „elastycznoÅ›ciÄ… i dyspozycyjnoÅ›cią”. Czyli speÅ‚nianiem każdej zachcianki byle bubka. Bez wzglÄ™du na to, czy poprosi o niÄ… w Å›rodÄ™ wieczór, czy w niedzielne popoÅ‚udnie.
   Za to do butików czasem trafiajÄ… tacy klienci, którzy w życiu nie przyszliby do dużej, miÄ™dzynarodowej agencji. Tacy, jak pan Leszek. Gdy pierwszy raz wkroczyÅ‚ do naszej firmy, mocno siÄ™ przestraszyliÅ›my. Szefowa, Agnieszka, przeÅ‚knęła gÅ‚oÅ›no Å›linÄ™ i powiedziaÅ‚a:
   - O Jezu, przyszli po haracz.
   Trudno byÅ‚o siÄ™ dziwić jej reakcji. Oprócz pana Leszka weszÅ‚o też dwóch osiÅ‚ków, pozbawionych, wskutek intensywnych treningów na siÅ‚owni, szyi. Ale „goryle” na szczęście tylko siÄ™ rozejrzeli i wyszli. Za to ich „boss” uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do nas szeroko.
   - SÅ‚ucham pana.
   - PrzyszÅ‚em zÅ‚ożyć zamówienie.
   - Aha – szefowa chyba nie bardzo chciaÅ‚a w to uwierzyć. – A na co?
   - Ulotek potrzebujÄ™.
   - Rozumiem. A jakich ulotek?
   - A takich – siÄ™gnÄ…Å‚ do wewnÄ™trznej kieszeni swojej skórzanej kurtki i wyjÄ…Å‚ stamtÄ…d plik ogÅ‚oszeÅ„ agencji towarzyskich, jakie kierowcy niemal codziennie znajdujÄ… za wycieraczkami samochodów.
   To wyraźnie uspokoiÅ‚o AgnieszkÄ™. ZaprosiÅ‚a go do swojego gabinetu, który speÅ‚niaÅ‚ jednoczeÅ›nie rolÄ™ salki konferencyjnej. Tam przyjęła jego zamówienie. NastÄ™pnie odprowadziÅ‚a go do wyjÅ›cia, tytuÅ‚ujÄ…c już „panem Leszkiem”. I wÅ‚aÅ›nie miaÅ‚a zamknąć za nim drzwi, kiedy nasz gość odwróciÅ‚ siÄ™ i zapytaÅ‚.
   - PaÅ„stwo myÅ›leli, że ja po haracz?
   - No.... – szefowa nie bardzo wiedziaÅ‚a, co powiedzieć. – Szczerze mówiÄ…c, to tak.
   - A od paÅ„stwa jeszcze nikt nie Å›ciÄ…ga?
   - Nie.
   - To jakby siÄ™ jakiÅ› pojawiÅ‚, to proszÄ™ siÄ™ na mnie powoÅ‚ać. Od razu wyjdzie. To do widzenia.
   ZamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi, a my staliÅ›my trochÄ™ sparaliżowani. Z jednej strony, byliÅ›my zadowoleni, że przeżyliÅ›my tÄ™ wizytÄ™. Z drugiej, mieliÅ›my Å›wiadomość, że to nie ostatni nasz kontakt z nim.
   - I co teraz zrobimy? – zapytaÅ‚em.
   - Wykonamy zlecenie – westchnęła ciężko Agnieszka.
   - Ale chyba nie jest tak źle – próbowaÅ‚a jÄ… pocieszyć Magda, jedna z dwóch naszych graficzek. – Przecież nie przyszedÅ‚ tu po pieniÄ…dze.
   - Mylisz siÄ™ – wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Mateusz, który odpowiadaÅ‚ za kontakty z drukarniami. – On nam na pewno za to nie zapÅ‚aci. I to bÄ™dzie taka ukryta forma haraczu.
   - No to do roboty, żebyÅ›my mieli z czego sfinansować reklamÄ™ tego jego burdelu – ucięła rozmowÄ™ Agnieszka. – To prosta rzecz, sama to zaraz zaprojektujÄ™...
   - A mogÅ‚abym ja? – zaproponowaÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o Magda.
   Jej proÅ›ba wprawiÅ‚a nas w zdumienie. Magda byÅ‚a bardzo delikatnÄ… i cichÄ… osobÄ…. Głównie ze wzglÄ™du na niÄ… obowiÄ…zywaÅ‚ w naszej agencji zakaz przeklinania. Choć nieraz mieliÅ›my ochotÄ™ „obsobaczyć” jakiegoÅ› klienta, który w ostatniej chwili przysyÅ‚aÅ‚ jakÄ…Å› sto pięćdziesiÄ…tÄ… poprawkÄ™.
   Oprócz tego Magda byÅ‚a obdarzona niewiarygodnie piÄ™knym uÅ›miechem. RozeÅ›miane zdjÄ™cie naszej koleżanki stanowiÅ‚o zresztÄ… tapetÄ™ i „wygaszacz” ekranu jej komputera. Dlatego nawet jeÅ›li Magda byÅ‚a smutna, to ta fotografia nie pozwalaÅ‚a nam zapomnieć o jej wspaniaÅ‚ym uÅ›miechu.
   - Ale wiesz, że bÄ™dziesz musiaÅ‚a z nim porozmawiać, jak bÄ™dzie chciaÅ‚ coÅ› poprawić? – upewniÅ‚a siÄ™ Agnieszka.
   - Tak. Ale ja mam po prostu fajny pomysÅ‚ na takÄ… ulotkÄ™... – ledwo to powiedziaÅ‚a, a już siÄ™ zaczerwieniÅ‚a. Znów spojrzeliÅ›my na niÄ… zdziwieni. SÄ…dziliÅ›my, że jeÅ›li nawet kiedyÅ› za wÅ‚asnÄ… wycieraczkÄ… znalazÅ‚a coÅ› takiego, to wyrzuciÅ‚a to, nie widzÄ…c zawartoÅ›ci. – No co? PatrzyÅ‚am na to z ciekawoÅ›ci zawodowej. A one wszystkie bardzo kiepskie byÅ‚y. Znaczy te ulotki – sprecyzowaÅ‚a.
   Ulotka wykonana przez MagdÄ™ byÅ‚Ä… rzeczywiÅ›cie bardzo ciekawa. Nie bÄ™dÄ™ siÄ™ wdawaÅ‚ w techniczne szczegóły, bo nie sposób je opisać. Dość na tym, że panu Leszkowi spadÅ‚a szczÄ™ka i wpatrywaÅ‚ siÄ™ w projekt dość dÅ‚ugo.
   - To jest to, o co mi chodziÅ‚o – powiedziaÅ‚ w koÅ„cu.
   - A jeÅ›li chodzi o kosztorys – Agnieszka podsunęła mu zadrukowanÄ… kartkÄ™. MyÅ›leliÅ›my, że nasz klient przyjmie stawkÄ™ bez zastrzeżeÅ„, bo i tak nie bÄ™dzie miaÅ‚ zamiaru pÅ‚acić.
   - Sporo – pan Leszek lekko siÄ™ skrzywiÅ‚.
   - No bo mieliÅ›my dać to na najlepszym papierze. Możemy drukować na takim, jak to siÄ™ zwykle robi. Wtedy bÄ™dzie prawie trzy razy taniej.
   - Nie. Niech to bÄ™dzie na najlepszym papierze. A jeÅ›li chodzi o należność za to...
   - WystawiÄ™ panu fakturÄ™ i przeÅ›lÄ™ razem z ulotkami – bÅ‚yskawicznie odpowiedziaÅ‚a nasza szefowa. TÄ™ formÄ™ „pÅ‚atnoÅ›ci” ustaliliÅ›my w wyniku wewnÄ…trzfirmowych dyskusji, jako najbezpieczniejszÄ… dla naszego zdrowia i życia.
   - Szczerze mówiÄ…c wolaÅ‚bym zapÅ‚acić od razu – pan Leszek siÄ™gnÄ…Å‚ do kieszeni kurtki i wyjÄ…Å‚ stamtÄ…d pÄ™kajÄ…cy w szwach portfel. – Ile to razem bÄ™dzie? – zerknÄ…Å‚ na kartkÄ™ z kosztorysem i zaczÄ…Å‚ odliczać nowiutkie dwustuzÅ‚otówki. Agnieszka razem z nami patrzyÅ‚a na to w niemym zdumieniu. A on, jakby rozumiejÄ…c nasze wewnÄ™trzne obawy, zapewniÅ‚ nas: - PaÅ„stwo siÄ™ nie bojÄ…. Prawdziwe sÄ…. O kurczÄ™, brak mi stu zÅ‚otych...
   - Niech to bÄ™dzie rabat – postanowiÅ‚a szefowa. - W zamian za wpÅ‚atÄ™ gotówkowÄ….
   - To już jak pani uważa. Ale ja mogÄ™ zejść na dół i zawoÅ‚ać „Nygusa” – taki pseudonim miaÅ‚ jeden z jego ochroniarzy – to on mi pożyczy...
   - Nie, nie, naprawdÄ™ nie ma o czym mówić.
   Agnieszka nam potem wyznaÅ‚a, że baÅ‚a siÄ™, iż nasz klient siÄ™ po prostu rozmyÅ›li. A poza tym, rzeczywiÅ›cie mieliÅ›my ustalone, że za wpÅ‚atÄ™ w gotówce dajemy rabat. Tylko nikt w życiu jeszcze siÄ™ nie zdecydowaÅ‚ tak regulować należnoÅ›ci. I to w dodatku z góry, jak zaliczkÄ™!
    O tym, że pan Leszek jest solidnym pÅ‚atnikiem, mogliÅ›my przekonać siÄ™ jeszcze wielokrotnie. StaÅ‚ siÄ™ bowiem jednym z najpoważniejszych klientów naszej firmy. ZaoferowaÅ‚ nam nawet kiedyÅ›, że jakby nam ktoÅ› nie zapÅ‚aciÅ‚, to on siÄ™ może tym zająć. OczywiÅ›cie, grzecznie podziÄ™kowaliÅ›my.
   BywaÅ‚ u nas wÅ‚aÅ›ciwie raz w tygodniu i siedziaÅ‚ nie krócej niż dwie godziny. ZamawiaÅ‚ najróżniejsze folderki, ulotki i katalogi. Dlatego wtedy byliÅ›my „na bieżąco” z wszystkimi najbardziej wziÄ™tymi paniami z agencji towarzyskich w Warszawie. Podobno dziÄ™ki naszej pracy potężnie wzrosÅ‚y mu obroty. Ale my wiedzieliÅ›my, że tak naprawdÄ™, to on po prostu czuje siÄ™ dobrze w naszym towarzystwie. A szczególnie zależy mu na uÅ›miechu jednej osoby...
   Magdzie oczywiÅ›cie poczÄ…tkowo to pochlebiaÅ‚o, tak jak każdej kobiecie. Lecz z czasem zaczęła siÄ™ czuć z tym dziwnie. Szczególnie, gdy pan Leszek wrÄ™czaÅ‚ jej czasem jakiÅ› drobiazg. Nie byÅ‚y to rzeczy zbyt cenne, ale Å›wiadczÄ…ce o jego dużej sympatii. Dlatego Magdzie byÅ‚o nieswojo, bo wiedziaÅ‚a z kim ma do czynienia...
   Chociaż, może nie do koÅ„ca. Tak naprawdÄ™ nie mogliÅ›my z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… stwierdzić kim on jest, bo nie znaliÅ›my nikogo poza nim, kto by pochodziÅ‚ z półświatka. Ponieważ gazety o nim nie pisaÅ‚y, pomyÅ›leliÅ›my, że nie byÅ‚ kimÅ› znaczÄ…cym. Ale z drugiej strony, być może byÅ‚ na tyle sprytny, że nie rzucaÅ‚ siÄ™ w oczy organom Å›cigania, sprawujÄ…c w mafii kierownicze role.
   On sam mówiÅ‚ o sobie oczywiÅ›cie niechÄ™tnie. OcenialiÅ›my, że dobiega pięćdziesiÄ…tki. O tym, że ma żonÄ™, dowiedzieliÅ›my siÄ™ przypadkiem. KiedyÅ› do agencji wszedÅ‚ „Nygus” i oÅ›wiadczyÅ‚ szefowi, że małżonka chce z nim rozmawiać. A ponieważ nasz klient miaÅ‚ wyÅ‚Ä…czonÄ… komórkÄ™ (robiÅ‚ tak zawsze, gdy do nas przychodziÅ‚), to zadzwoniÅ‚a do jego ochroniarza. Pan Leszek byÅ‚ chyba trochÄ™ zÅ‚y, że to siÄ™ wydaÅ‚o, ale przeprosiÅ‚ nas i wyszedÅ‚ porozmawiać z żonÄ….
   Jak każdy czÅ‚owiek z rozrzewnieniem wspominaÅ‚ swojÄ… mÅ‚odość. KarierÄ™ w półświatku zaczynaÅ‚ od „krÄ™cenia na benklach” (to taka specyficzna gra w koÅ›ci) na „WyÅ›cigach” (warszawski tor wyÅ›cigów konnych) dla Pershinga. Dlatego bardzo zasmuciÅ‚a go wiadomość o zabójstwie dawnego szefa.
   - Ubek byÅ‚ z niego, ale porzÄ…dny – okreÅ›liÅ‚ go w rozmowie z nami.
   ZdawaliÅ›my sobie oczywiÅ›cie sprawÄ™, że jest nieformalnie współwÅ‚aÅ›cicielem co najmniej piÄ™ciu agencji towarzyskich, rozsianych po caÅ‚ej Warszawie. O tym, czy czerpaÅ‚ jeszcze dochody z jakiÅ› innych źródeÅ‚, nie mieliÅ›my pojÄ™cia. WiedzieliÅ›my, że oficjalnie jest tylko wÅ‚aÅ›cicielem niewielkiego zakÅ‚adu grawerskiego. Taki miaÅ‚ zresztÄ… wyuczony zawód, o czym mogliÅ›my siÄ™ przekonać, gdy przed Å›wiÄ™tami przyniósÅ‚ nam prezent. ByÅ‚a to sporej wielkoÅ›ci mosiężna tabliczka, z wygrawerowanym logo naszej firmy.
   - Sam zrobiÅ‚em. RÄ™cznie, żadnym komputerem.
   - To jest... to jest – Agnieszka byÅ‚a naprawdÄ™ wzruszona.
   - Nie podoba siÄ™ pani? – zaniepokoiÅ‚ siÄ™.
   - Ależ to jest Å›liczne – powiedziaÅ‚a Magda z niekÅ‚amanym zachwytem a my potwierdziliÅ›my jej sÅ‚owa kiwajÄ…c gÅ‚owami.
   - E tam, takie tam – spuÅ›ciÅ‚ skromnie oczy, ale widać byÅ‚o, że nasze szczere uznanie sprawiÅ‚o mu dużą przyjemność.
   Przy okazji tego „prezentu” wyszÅ‚o na jaw, że pan Leszek ma skrywane talenty plastyczne. Dawno temu chciaÅ‚ je nawet rozwijać, ale szybko musiaÅ‚ zarabiać na siebie. A w poÅ‚owie lat siedemdziesiÄ…tych „zawodówka” grawerska byÅ‚a jedynym miejscem, gdzie artystyczne ciÄ…goty można byÅ‚o jak najszybciej poÅ‚Ä…czyć ze zdobywaniem konkretnego „fachu”.
   Nasze uznanie (wyrażone również tym, że tabliczka zawisÅ‚a centralnie na drzwiach wejÅ›ciowych do firmy) sprawiÅ‚o, że zaraz po Nowym Roku pan Leszek zdecydowaÅ‚ siÄ™ przynieść do nas i pokazać swój najwiÄ™kszy skarb. Stary blok rysunkowy, o pożółkÅ‚ych kartkach, gdzie byÅ‚y jego dzieÅ‚a z czasów szkolnych. OczywiÅ›cie, brakowaÅ‚o w nich techniki, perspektywa siÄ™ Å‚amaÅ‚a, ale trzeba byÅ‚o jednoznacznie stwierdzić, że miaÅ‚ talent.
   NajwiÄ™ksze wrażenie zrobiÅ‚ na nas portret mÅ‚odej dziewczyny o jasnych wÅ‚osach i piwnych oczach. W pierwszym momencie myÅ›leliÅ›my, że to jakaÅ› mÅ‚odzieÅ„cza miÅ‚ość pana Leszka. ZaÅ› ja mógÅ‚bym przysiÄ…c, że w oczach Magdy zobaczyÅ‚em maÅ‚y bÅ‚ysk zazdroÅ›ci. Po chwili jednak okazaÅ‚o siÄ™, że to matka naszego klienta.
   - UmarÅ‚a, jak miaÅ‚em cztery lata. Ten portret namalowaÅ‚em z jej zdjÄ™cia. NoszÄ™ je zresztÄ… caÅ‚y czas przy sobie – przez chwilÄ™ zdawaÅ‚o nam siÄ™, że chciaÅ‚ siÄ™gnąć do portfela. Ale zorientowaÅ‚ siÄ™, że jak na poważnego gangstera, to za bardzo siÄ™ rozkleiÅ‚.
   - A nie myÅ›laÅ‚ pan po zakoÅ„czeniu nauki w szkole, żeby jakoÅ› doskonalić swoje umiejÄ™tnoÅ›ci?
   - Wie pani, pani Magdo, jakoÅ› tak czasu nie byÅ‚o.
   - To szkoda, być może zmarnowaÅ‚ pan spory talent – Mateusz pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….
   - PaÅ„stwo tak serio uważajÄ…? – byÅ‚ naprawdÄ™ zaskoczony naszymi przychylnymi reakcjami na jego pracÄ™. – Ale teraz to już za późno.
   - Nigdy nie jest za późno – powiedziaÅ‚a z przekonaniem Magda.
   Tu musze wyjaÅ›nić, że w ostatnim okresie stosunki miÄ™dzy naszÄ… koleżankÄ… a panem Leszkiem zaczęły ukÅ‚adać siÄ™ w sposób, że tak powiem, wÅ‚aÅ›ciwy. DoszliÅ›my do wniosku, że wczeÅ›niej nieco nadinterpretowaliÅ›my jego zachowania wzglÄ™dem niej, biorÄ…c za podstawÄ™ naszych przypuszczeÅ„ zajÄ™cie naszego klienta. Teraz te relacje przypominaÅ‚y bardziej ukÅ‚ad ojciec-córka, co odpowiadaÅ‚o zresztÄ… różnicy wieku miÄ™dzy nimi.
   Na poczÄ…tku marca Mateusz, wielce podniecony, przyniósÅ‚ nam ulotkÄ™ pewnej „konkurencyjnej” agencji towarzyskiej. PoÅ‚ożyÅ‚ jÄ… przed nami i tryumfujÄ…co obwieÅ›ciÅ‚:
   - Popatrzcie.
   Jedno spojrzenie wystarczyÅ‚o byÅ›my stwierdzili, że ulotka jest ordynarnÄ… podróbkÄ… tegoż wzoru, który wymyÅ›liÅ‚a Magda na samym poczÄ…tku współpracy z panem Leszkiem.
   - To chyba znaczy, że nasze prace rzeczywiÅ›cie przyczyniÅ‚y siÄ™ do wzrostu „obrotu” jego agencji towarzyskich – zauważyÅ‚em nieÅ›miaÅ‚o.
   - No chyba tak – potwierdziÅ‚a Agnieszka – Z czego siÄ™ cieszysz? – zapytaÅ‚a uÅ›miechniÄ™tej Magdy.
   - KiedyÅ› czytaÅ‚am, że czÅ‚owiek zostaje prawdziwym artystÄ… wtedy, kiedy inni zaczynajÄ… go naÅ›ladować – odpowiedziaÅ‚a zadowolona.
   Swoim artystycznym sukcesem postanowiÅ‚a siÄ™ pochwalić panu Leszkowi. To byÅ‚ jednak, niestety, bÅ‚Ä…d. Bo kiedy on zobaczyÅ‚ ten plagiat, spoważniaÅ‚ w jednej chwili, a jego twarz zrobiÅ‚a siÄ™ groźna.
   - Porozmawiam z nim na ten temat.
   - Z kim? – przestraszyliÅ›my siÄ™ trochÄ™.
   - Z Zenkiem. To jego panienki siÄ™ tu reklamujÄ….
   - Ale może on jest niewinny. Może to jego agencja reklamowa...
   - Agencja reklamowa? – prychnÄ…Å‚ pogardliwie pan Leszek. – On w życiu nie wydaÅ‚by zÅ‚otówki na żaden projekt. Po prostu to ordynarnie ukradÅ‚.
   PożegnaÅ‚ siÄ™ dość szybko i wyszedÅ‚. Wtedy nie podejrzewaliÅ›my, że widzimy go po raz ostatni. Choć przeczucie nam mówiÅ‚o, że wkrótce stanie siÄ™ coÅ› zÅ‚ego.
   Kilka dni później Magda, w trakcie krótkiej przerwy na kawÄ™, czytaÅ‚a najÅ›wieższe wiadomoÅ›ci na Onecie. W pewnym momencie kubek jednak wypadÅ‚ jej z rÄ™ki i upadÅ‚ wraz z zawartoÅ›ciÄ… na podÅ‚ogÄ™. ZaÅ› ona wpatrywaÅ‚a siÄ™ z przerażeniem w ekran komputera.
   - Co siÄ™ staÅ‚o? – zapytaÅ‚a Agnieszka.
   Ponieważ Magda nie byÅ‚a w stanie powiedzieć sÅ‚owa, zajrzeliÅ›my jej przez ramiÄ™. ByÅ‚a tam wiadomość o porachunkach gangsterskich dokonanych w jednym z warszawskich pubów. Zginęło kilku bandytów, wymienionych tylko z imienia i inicjaÅ‚u nazwiska oraz pseudonimów. Jeden z nich nazywaÅ‚ siÄ™ Zenon K. „Kostka”. ZaÅ› podejrzanym o tÄ™ masakrÄ™ byÅ‚ Leszek M., pseudonim „Grawer”.
   - MyÅ›licie, że to z powodu tego projektu? – wypowiedziaÅ‚a gÅ‚oÅ›no obawy nas wszystkich Magda. Ale jeÅ›li nawet też to podejrzewaliÅ›my, to nie mogliÅ›my tego potwierdzić.
   - Nie żartuj. Nikt by do siebie nie strzelaÅ‚ z tego powodu – próbowaÅ‚em jÄ… pocieszyć.
   - Ale mogli siÄ™ pokłócić i któryÅ› z nich wyciÄ…gnÄ…Å‚ broÅ„...
   - Pewnie dawno mieli ze sobÄ… ostro na pieÅ„ku – wyraziÅ‚ przypuszczenie Mateusz. – PamiÄ™tacie, jak ostro zareagowaÅ‚ wtedy? MusiaÅ‚ już wczeÅ›niej być strasznie zÅ‚y na tego „Kostkę”.
   Magda nie byÅ‚a do koÅ„ca przekonana, ale sama chyba nie bardzo wierzyÅ‚a, że ktoÅ› mógÅ‚by chcieć zabić z takiego powodu. ZaÅ› Agnieszka zabroniÅ‚a pozostaÅ‚ym mówienia o panu Leszku. Szczególnie przy naszej koleżance.
   Ale temat sam wróciÅ‚. Kilka dni później przeczytaliÅ›my o zatrzymaniu Leszka M., w zwiÄ…zku z zabójstwem w pubie.
   MiesiÄ…c potem przyszedÅ‚ do nas „Nygus”.
   - DzieÅ„ dobry – ukÅ‚oniÅ‚ siÄ™ grzecznie w drzwiach i zdjÄ…Å‚ czapkÄ™.
   - DzieÅ„ dobry.
   - Ja tylko na moment, do pani Magdy, mam przesyÅ‚kÄ™.
   PodszedÅ‚ do naszej koleżanki i wrÄ™czyÅ‚ jej pÅ‚aski, szary pakunek. ChciaÅ‚ od razu wyjść, ale ona go zatrzymaÅ‚a.
   - ChciaÅ‚am pana zapytać...
   - SÅ‚ucham.
   - Czy to wszystko... czy to siÄ™ staÅ‚o w tym pubie, to przez to...
   - Ja nie mogÄ™ za dużo mówić. Dla dobra Å›ledztwa – puÅ›ciÅ‚ do nas znaczÄ…ce oko.
   - Rozumiem.
   â€žNygus” wyszedÅ‚ a Magda zaczęła rozpakowywać przesyÅ‚kÄ™. Każdy z nas byÅ‚ oczywiÅ›cie bardzo ciekaw jej zawartoÅ›ci, ale nie wypadaÅ‚o nam okazać swej wÅ›cibskoÅ›ci. Na szczęście nasza koleżanka pokazaÅ‚a nam od razu swój prezent.
   - Popatrzcie.
   W Å‚adnych ramkach znajdowaÅ‚ siÄ™ portret Magdy, Å‚udzÄ…co przypominajÄ…cy zdjÄ™cie na pulpicie ekranu jej komputera. Narysowany byÅ‚ zwykÅ‚ymi, Å›wiecowymi kredkami na kartonowym bloku. Panu Leszkowi wspaniale udaÅ‚o siÄ™ uchwycić jej uÅ›miech.
   - DawaÅ‚aÅ› mu swoje zdjÄ™cie? – zapytaÅ‚em.
   - Nie. MusiaÅ‚ zapamiÄ™tać je z wizyt u nas.
   - Popatrzcie. Tu jest coÅ› napisane – zauważyÅ‚ Mateusz.
   RzeczywiÅ›cie, w prawym, dolnym rogu, obok podpisu i daty, byÅ‚o skreÅ›lone kilka słów.
   â€žTeraz mam dużo czasu.”
   

Komentarze czytelników