Tekst NASZA MAÅA MISERY
był czytany 1498 razy
NASZA MAÅA MISERY
Monika przyszła do naszej firmy na początku października. Początkowo na okres próbny. Przyjęliśmy ją życzliwie, bo od czasu zwolnienia Ani, wśród copywriterów byli sami mężczyźni (sztuk cztery). Błyskawicznie się wśród nas zaaklimatyzowała. Okazała się bardzo uczynna i pomocna. A to kogoś podwiozła do lekarza, a to komuś kupiła specjalne bułki w piekarni obok swojego domu. Słowem: dusza człowiek.
Jak zawsze przy nowych pracownikach, byliÅ›my ciekawi, co przedtem robiÅ‚a. Monika pracowaÅ‚a w dwóch dużych agencjach. Z pierwszej odeszÅ‚a, bo pracowaÅ‚a z samymi „zazdrosnymi pedaÅ‚amiâ€, którzy caÅ‚y czas podpisywali siÄ™ pod jej pomysÅ‚ami, a w ostatniej nie bardzo mogÅ‚a siÄ™ porozumieć z szefem. Wszystko to opowiadaÅ‚a z tak naturalnym uÅ›miechem, że trudno jej byÅ‚o nie wierzyć.
Po kilku tygodniach jej pracy przyszedł brief na bardzo ciekawy przetarg. W weekend, wspólnie z żoną, wpadłem na dobry pomysł. Omówiłem go następnego dnia z kolegami, którzy pokiwali z uznaniem głowami. Za dwa dni, mieliśmy mieć tzw. burzę mózgów z naszym szefem i już cieszyłem się, że błysnę fajnym konceptem.
Ale we wtorek wpadł do nas podniecony szef i powiedział:
- Słyszeliście pomysł Moniki? – pokręciliśmy zgodnie głowami, a ona opuściła skromnie oczy. – No to posłuchajcie.
Następnie, słowo w słowo, opowiedział moją ideę. Gdy skończył, powiódł po nas wzrokiem oczekującym zachwytu. Ale my byliśmy lekko skonfundowani. Koledzy patrzyli na mnie, w oczekiwaniu, że coś powiem. Ale ja byłem tak zszokowany, że zaniemówiłem. Wyścig szczurów, wyścigiem szczurów, ale jej numer był wyjątkowo bezczelny.
- No, coście tak ucichli? Zatkało was, co? – powiódł po nas tryumfalnym wzrokiem. Nie wiedział, jak bardzo ma rację, choć również nie wiedział, jak bardzo się myli. – Będziemy mieli z niej pociechę – poklepał ją po ramieniu i wyszedł.
- Nie musicie mi gratulować – uśmiechnęła się słodko Monika. Wzięła do ręki swój kubek i wyszła zrobić herbatę.
- No, stary, wyrazy współczucia – ciszę przerwał Tomek.
- Ale jaka bezczelna – pokręcił z niedowierzaniem głową Marek. – Gdybyś opowiedział jej ten pomysł na osobności, to bym zrozumiał. Jak ona się nie bała?
- Ale żaden z was się nie odezwał.
- Ty też nic nie powiedziałeś – odparował Tomek.
- Bo, jak słusznie zauważył nasz szef, zatkało mnie – roześmieli się z mojego żartu. – No nic, trzeba będzie na nią uważać.
- To wszystko przez te jej duże oczy. Takim ludziom się bardziej ufa. Jak dzieciom.
- Zadzwonię do znajomego z tej agencji, co to jej niby te „zazdrosne pedały†zabierały pomysły – zaoferował się Tomek. – Jak ona wycina takie numery, to pewnie nie pierwszy raz.
Tomek dowiedział się od znajomego z pierwszej agencji Moniki, że oczywiście to ona podbierała im pomysły oraz że z dużą ulgą powitali jej odejście. Ale, jak mówił Tomek, znajomy coś jeszcze przed nim ukrywał. A przyciśnięty do muru, wymówił się tajemnicą firmową.
Od tego czasu bardzo pilnowaliśmy, by nic nie mówić o naszych pomysłach przy Monice. Ona sama nie wymyśliła już niczego ciekawego. Ale ponieważ jej jedyny „przebłysk geniuszu†wygrał przetarg, agencja przedłużyła z nią umowę po okresie próbnym.
W połowie stycznia startowaliśmy do kolejnego ważnego przetargu. Zebraliśmy się na burzy mózgów, którą zawsze zaczynaliśmy od prezentowania naszych indywidualnych pomysłów. Głos chciał od razu zabrać Tomek, ale ledwo otworzył usta, odezwała się Monika.
- Czy mogę dziś pierwsza? – uśmiechnęła się uroczo i jeszcze szerzej otworzyła swoje wielkie, ciemnopiwne oczy. Zgodziliśmy się, a ona opowiedziała o swoim pomyśle. Był naprawdę dobry, więc szef pokiwał z uśmiechem głową.
- Åšwietnie, Moniko. No to teraz ty, Tomek.
- Może ktoś inny?
- Przecież tak bardzo chciałeś mówić jako pierwszy?
- Ale teraz jeszcze muszę przemyśleć swój pomysł.
- CoÅ› z nim nie tak?
- Jest... jest za bardzo podobny... do pomysłu Moniki – wydukał Tomek i przesłał naszej koleżance jadowite spojrzenie.
Podczas tej „burzy mózgówâ€, Tomek już nie przedstawiÅ‚ żadnego swojego pomysÅ‚u. Kiedy skoÅ„czyliÅ›my, Monika ponownie uÅ›miechnęła siÄ™ szeroko i powiedziaÅ‚a:
- Znów wygrałam – i tak, jak po poprzednim zwycięstwie, wyszła ze swoim kubkiem zrobić sobie herbatę.
Słów, jakich użył Tomek chwilę potem, nie należy powtarzać w kulturalnym gronie. Kiedy już skończył , zapytałem:
- Po co jej to mówiłeś?
- Nic jej nie mówiłem! Nikomu nic nie mówiłem.
- To skÄ…d ona to wszystko wie?
- A skąd ja mam to wiedzieć? Pewnie grzebała w moim komputerze.
- Przecież wszystkie są zahaślone.
- No i co z tego? Przecież tych haseł nie trzymamy w sejfie. Mogła zobaczyć, jak je wklepywałem.
- Każ je zmienić Åukaszowi.
- I co to da? ZresztÄ…, może ona ma je wÅ‚aÅ›nie od niego? Przecież wszystko, co piszemy, jest na serwerze. A wiesz, jak Åukasz Å‚atwo ulega kobietom, które siÄ™ do niego uÅ›miechajÄ….
Pokiwaliśmy głowami. Wszyscy jeszcze pamiętaliśmy historię jego nieszczęśliwego uczucia do poprzedniczki Moniki, Ani.
- No to co teraz zrobimy?
- Trzeba iść do szefa.
Na wszelki wypadek, wydelegowaliśmy dwóch spośród nas, aby dwóch pozostałych mogło jej pilnować. Ale szef, oczywiście, nie uwierzył nam.
- Przyznajcie się, że jesteście zazdrośni o jej pomysły.
- Na razie miała tylko dwa – zaoponowałem.
- Ale za to jakie! I to w dwóch największych przetargach. Jak wygramy tym razem, to dopiero będzie. Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak dużego budżetu – zatarł ręce z radości. – Możecie sobie odpuścić donoszenie na koleżankę. Nie znoszę takich rzeczy.
- Ale skąd wiesz, że nie mówimy prawdy?
- Bo wiem, że ona nie kłamie. Widzę to po jej oczach.
Po raz kolejny szef nie wiedział, jak bardzo ma rację, i jak bardzo zarazem się myli. Ale tego nie wiedzieliśmy na razie również my.
Tydzień później, w poniedziałek, Marek przyszedł nadzwyczaj podniecony do pracy. Na migi dał nam znać, że chce z nami porozmawiać. Po kolei opuszczaliśmy więc nasz pokój, zostawiając w nim samą Monikę. W kuchni zamknęliśmy na moment drzwi, by nikt nam nie przeszkadzał.
- Panowie, bomba – oznajmił Marek i dla podniesienia napięcia umilkł.
- No, gadaj – ponagliliśmy go.
- Spotkałem w sobotę, w klubie, człowieka z jej ostatniej agencji. Na początku nic nie chciał gadać, ale jak go spiłem, to się zrobił rozmowniejszy. I opowiedział mi wszystko z detalami. Lepiej usiądźcie.
Odruchowo wykonałem jego polecenie, a Tomek poszedł za moim przykładem.
- Ona jest nienormalna.
- Monika?
- Dokładnie. Ona ma zaniki pamięci, czy coś w tym stylu.
- Nie chcesz chyba powiedzieć – zacząłem się powoli domyślać – że ona nie pamięta tego, że ukradła nam nasze pomysły?
- To właśnie chcę powiedzieć. W tamtej agencji też wszyscy zachodzili początkowo w głowę, co z nią może być. Wymyślili jakieś obowiązkowe badania medyczne i tam zbadał ją psychiatra, zresztą prywatnie żona ich szefa. Ten gość, którego spiłem, nie wiedział, jak się to schorzenie nazywa, ale polega ono na tym, że taka osoba wypiera ze swej pamięci te rzeczy, które jej przeszkadzają.
- Rewelacja – pokiwałem głową. – To ona żyje zupełnie bez stresu. Stąd ten jej ciągły uśmiech.
- Nie ma się czym zachwycać.
- Ale teraz możemy iść do szefa i powiedzieć mu to wszystko, a on ją szybciutko wyrzuci.
- Sprawa jest dużo bardziej skomplikowana – pokręcił przecząco głową Marek. – Ona do tego wszystkiego jest niebezpieczna.
- W jakim sensie? – zaniepokoił się Tomek.
- Wyobraźcie sobie, że jeden z pracowników nie wytrzymał i zanim szef zdążył jej wręczyć wypowiedzenie, w złości powiedział jej o tym.
- O czym?
- No o tym, że wyleci, bo jest nienormalna. I wiecie, co się stało?
- Co?
- Następnego dnia popsuł się hamulec w samochodzie szefa. Ten miał wypadek i wylądował w szpitalu..
Spojrzeliśmy na siebie dość niepewnie. Sytuacja była dużo poważniejsza, niż nam się wydawało.
- Zgłosili to na policję?
- Nie. Samochód zbadał rzeczoznawca i powiedział, że przyczyną niesprawności była wada techniczna.
- To co zrobili?
- Żona tego szefa, ta psychiatra, wymyśliła inny sposób. Mianowicie, wszyscy zaczęli jej wmawiać, że ona marnuje się w tej agencji i powinna sobie poszukać jakiejś lepszej.
- No i trafiła do nas – pokiwałem głową ze smutkiem.
- Jezu – złapał się za głowę Tomek. – To jest jakaś pierdolona Misery.
I choć to określenie nie do końca oddawało istotę zachowań naszej koleżanki, to od razu zafunkcjonowało wśród nas, jako jej drugie imię.
- Trzeba iść z tym do szefa - zdecydowałem
Nasz dyrektor kreatywny oczywiście nam nie uwierzył. Najwyraźniej bardzo mu przeszkadzaliśmy, bo niechętnie oderwał się od swoich notatek, które robił zawsze po przyjściu nowego briefu.
- Panowie, jesteście coraz bardziej żałosni. Jak jeszcze raz przyjdziecie do mnie z czymś takim, to was wszystkich wywalę.
- Dobra, wywal nas, ale zrób najpierw jeden test – zaproponowałem.
- Jaki? – spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Widzę, że masz jakiś brief przed sobą?
- Tak.
- A po twoich oczach widzę, że masz już bardzo dobry pomysł.
- No – potwierdził niepewnie.
- To powiedz nam go teraz. My siÄ™ przypadkiem wygadamy z nim przy Monice i zobaczymy, czy ona z nim do ciebie nie przyleci.
- Bo ja wiem...
- Jak się nie uda, to możesz nas wywalić, albo przez pół roku nie wypłacać pensji – po tym oświadczeniu moi koledzy poruszyli się niespokojnie. Ale nic nie powiedzieli.
Za to szef, który był przy okazji właścicielem naszej agencji, zgodził się na moją propozycję dość łatwo. Opowiedział nam swój pomysł, który my następnie „podrzuciliśmy†Monice. Kiedy kolejnego dnia nasza koleżanka wróciła z uśmiechem do naszego pokoju, zadzwonił telefon na moim biurku.
- Jacek, natychmiast przyjdź do mojego gabinetu.
Szef wyglądał na ostro przestraszonego.
- I co teraz zrobić? – zapytał od razu, nie wspominając o tym, co zaszło w jego gabinecie. I tak wszystko było jasne – Może by ją przekonać, tak jak w jej poprzedniej agencji, że to miejsce nie dla niej?
- Wątpię, może się połapać.
- Ale przecież ona ma zaniki pamięci?
- Owszem, ale bardzo wybiórcze. Nie pamięta tylko tego, czego nie chce pamiętać.
- To co ja mam zrobić?
- Obawiam się, że musisz ją po prostu zwolnić.
- A jak mi coÅ› popsuje w samochodzie?
- To postaw go na jakimś strzeżonym parkingu, na wprost kamery, a sam na razie przyjeżdżaj do pracy taksówkami.
Wiem, że moje rady nie były zbyt błyskotliwe, ale nie umiałem w tamtej chwili dać innych. Szef oczywiście nie był przekonany i przez parę tygodni usiłował znaleźć jakiś inny sposób. W końcu zrezygnował i wezwał Monikę do swojego gabinetu.
- Myślicie, że on ją teraz zwolni? – zapytał Tomek.
- Myślę, że tak. A ty gdzie idziesz? – spojrzałem na Marka.
- Już jedenasta. Czas na jakiś lunch.
- Poczekaj, idę z tobą – zadeklarował Tomek.
- I ja.
Kiedy już stali w drzwiach, spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Zostajesz?
- Tak. Mam trochÄ™ pracy.
Nie jestem zbyt odważny. Jestem po prostu bardzo ciekawski. Zresztą, co ona mi może zrobić?
Naprawdę tak myślałem, ale kiedy weszła, przeszedł mnie dreszcz. Jej twarz, nie była już radosną twarzą wiecznie zadowolonej Misery. Usta stanowiły teraz jedynie małą, prostą kreskę na jej twarzy. Zdawała się nie zauważać faktu, że jesteśmy sami. Usiadła przy swoim komputerze i bezmyślnie gapiła się w ekran.
Przyznacie, że jej zachowanie mogło mnie przerazić. Ale jeszcze bardziej się spietrałem, kiedy po kilku minutach twarz zaczął rozjaśniać jej zwykły uśmiech. Gdy po kolejnej minucie zwróciła się do mnie, była już tą samą Moniką, co zwykle.
- Wiesz, dostałam dobrą propozycję pracy.
- NaprawdÄ™?
- Tak. Trochę się zastanawiałam nad nią, bo dobrze mi się z wami pracowało – zaczęła się pakować. – Ale wiesz, oni dają więcej pieniędzy i lepsze stanowisko.
- Jasne, nie ma się co zastanawiać.
- Właśnie. Dlatego przed chwilą byłam u szefa i złożyłam mu wymówienie – spakowała się całkiem. – Będzie mi was brakować
- Nam ciebie też.
Wyszła uśmiechnięta i zadowolona z życia. Nigdy więcej już jej nie widziałem, ani o niej nie słyszałem.